Dla nastolatka, który właśnie przechodzi hormonalną burzę, wszystko może stać się ogromnym problemem. Nie licz, że dziecko przyjdzie do ciebie i powie: „Mamo, czuję się okropnie, pomóż”. W wieku młodzieńczym wołanie o pomoc przejawia się w zachowaniach, które w dodatku nie zawsze kojarzą nam się z depresją. Poprostu walcz nie poddawaj sie Nie Poddawaj Się - Wanessa Mocza "1000 pytań ciągła walka By osiągnąć najpierw trzeba zagrać Może ni dziś Może nie tu Chyba musze działać spontanicznie W mojej głowie słyszę lęk Ona nalega zebym poddała się Ale już nie ja musze biec Dziś" Znajduje na ten problem rozwiązanie, a puentą niemal każdego jest to same zdanie - "Never give up" (czyli nigdy się nie poddawaj). Zbyt ogólnie - i to chyba największy minus tej książki. Spodziewałem się bardziej szczegółowej analizy problemu - a tu według autorów, wystarczy upór w dążeniu do celu - i to tyle. Przysłuchaj się się tym słowom i walcz o swoje, Ja tak robię i do dziś twardo stoję. Nigdy nie mów nigdy, się nie poddawaj, rób swoje i zbieraj brawa, Wiesz, co jest każdy z nas ma pięć minut, łapie je trzymaj mocno i kombinuj. Nigdy nie daj sobie wmówić, że nie warto żyć nie warto z wiarą podartą. Upadek boli bardzo wiem Znajdujesz się na stronie wyników wyszukiwania dla frazy Nie bój się i do przodu idź po prostu walcz. Na odsłonie znajdziesz teksty, tłumaczenia i teledyski do piosenek związanych ze słowami Nie bój się i do przodu idź po prostu walcz. Tekściory.pl - baza tekstów piosenek, tłumaczeń oraz teledysków. Nawet przy największym upadku, nigdy się nie poddawaj i zawsze walcz do samego końca! Tylko wtedy osiągniesz swoje cele! Jan Załęcki on LinkedIn: Nawet przy największym upadku, nigdy się dCx9. Strona główna / Wiadomo¶ci / Aktualno¶ci / ¦mierć Maćka Zawiszy oczami jego rodziny / Walcz do konca,nie poddaj sie nigdy!!! sprawa - komentarz Komentarz do: ¦mierć Maćka Zawiszy oczami jego rodziny Komentarze 115 Pokaż wszystkie komentarze Autor: tomanek 03:03 Walcz do konca,nie poddaj sie nigdy!!! sprawa juz jest na tyle naglosniona ze osiagnoles 70% sukcesu!!! poruszylo mnie to z Toba ziomus myslami!! szacunek dla Twojego brata,napewno jest dumny z Ci z czasem wynagrodzi ten ból.... Odpowiedz Brak odpowiedzi do tego komentarza Polecamy Moto Guzzi V 35 Imola z 1981 roku jako customowy Cafe Racer dla córki 0 Barton Active 50 - bezpieczny start dla pocz±tkuj±cych 0 Honda CRF1100L Africa Twin. Flagowy motocykl terenowy Hondy w te¶cie 0 Aktualno¶ci Wiadomo¶ci Moto Guzzi V 35 Imola z 1981 roku jako customowy Cafe Racer dla córki wczoraj 0 Galeria Foto Cafe Racer Custom Moto Guzzi - odchudzona V35 Imola w doskonałym stylu [GALERIA ZDJĘĆ] wczoraj 0 Inne 4 godziny na pit bike'ach. Pierwszy Endurance DuszanTeam zaliczony! wczoraj 0 MotoGP Biesiekirski o przygotowaniach do Silverstone: "Wygl±dały inaczej niż zazwyczaj" wczoraj 0 Wiadomo¶ci Barton Hyper 125. Opis, zdjęcia, dane techniczne. Czy może być i tanio i dobrze? wczoraj 5 reklama sklep ¦cigacz Ludzi online: 692, w tym 12 zalogowanych użytkowników i 680 gości. Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności. Tagi Źródło Komentarz [H]yperreala Dane autora do wiadomości redakcji. Dobrowolnie poddałeś się karze? To jeszcze nie koniec świata. Przeczytaj opowieść, jak zatrzymanie z niewielką ilością zakończyło się odstąpieniem od wymierzenia kary i niewielką grzywną. Relacja z pierwszej ręki, zabawna historia z happy endem. Moje spotkanie z organami polskiego wymiaru sprawiedliwości miało miejsce w lutym 2006 roku. Sprawa zakończyła się po piętnastu miesiacach w sądzie apelacyjnym. W sierpniu 2010 odebrałem z Krajowego Rejestru Karnego zaświadczenie z elegancką niebieską pieczątką „NIE FIGURUJE”. Ale zacznijmy od początku. Policja zatrzymała nas w nocy, w centrum miasta. W kilka osób paliliśmy skręta przy jednym z klubów. Nagle podeszło do nas dwóch funkcjonariuszy w cywilu, jeden z bronią w ręku. Koleżanka trzymała skręta, ja miałem przy sobie worek z 0,69 grama marihuany oraz czterema tabletkami ecstazy (w sumie 0,7 grama). Pakiet upuściłem na ziemię, ale znalazł go jeden z policjantów. Nikt nie chciał się przyznać, więc przewieziono nas wszystkich na komisariat. Tam po kolei brano nas do celi, przeszukiwano i pytano, czyj to worek. Straszono nas wielogodzinnym zatrzymaniem, aż do zdjęcia odcisków palców z folii. W związku z tym, żeby, jak mi się wtedy wydawało, nie przedłużać całej sprawy, przyznałem się, że worek jest mój. Na komisariacie zostałem z koleżanką, przy której znaleziono wspomnianego skręta. Reszta została zwolniona. Po kilku godzinach przewieziono nas do Policyjnych Izb Zatrzymań, gdzie w skandalicznych warunkach spędziliśmy noc. Rano przewieziono mnie z powrotem na ten sam komisariat, gdzie trafiłem po zatrzymaniu. Ok. godz. 11 rano rozpoczęło się przesłuchanie. Po złożeniu wyjaśnień bardzo miłej, ale chyba troche sfrustrowanej pani policjantce („Za to powinien być mandat, marnujemy tu czas!”, „Palcie sobie gdzieś w parkach, nie w centrum!”, „Od kogo to miałeś, od nieznajomego mężczyzny?”), dostałem propozycję od prokuratury: dobrowolne poddanie się karze z wyrokiem pięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Przystałem na tą propozycję. Zrobiono mi jeszcze zdjęcia i zdjęto odciski palców. Ok. godz. 13 byłem w domu. Mieszkanie nie zostało przeszukane przez policję. Kierując się poradami dobrych ludzi zacząłem kombinować, jak pomimo dobrowolnego poddania sie karze nie doprowadzić do skazania na pozbawienie wolności. Postanowiłem grać osobę uzależnioną od narkotyków, licząc na zawieszenie podstępowania na etapie przedsądowym (na podstawie art. 72). Do tego potrzebne było mi jednak zaświadczenie z ośrodka leczącego osoby uzależnione. Równocześnie zacząłem zbierać pozytywne opinie na swój temat i wysyłać je do prokuratury. Po owe opinie zgłosiłem się do prodziekana mojej uczelni, który na prędce przygotował pismo, że przeprowadził ze mną dwie rozmowy na wiadomy temat, wyraził pozytywną opinię, podbił pieczątki i podpisał się. Dokument ten, opatrzony numerem akt, po który zgłosiłem się na komisariat, poszło do prokuratury. Po drugą opinię zgłosiłem się do mojego dzielnicowego, którego nawiasem mówiąc widziałem pierwszy raz w życiu. Po opowiedzeniu swojej historii dzielnicowy ciężko westchnął i napisał pismo zaświadczające, że do tej pory nie miał ze mną żadnych problemów. Dokument poszedł do prokuratury. Nie jestem wierzący, więc opinia od proboszcza nie wchodziła w grę, ale również mogłaby być przydatna, generalnie im więcej takich papierków – tym lepiej. Następnie zacząłem odwiedzać różne ośrodki zajmujące się leczeniem osób uzależnionych, starając zapisać się na terapię. To wcale nie takie proste, udawać uzależnionego od trawki, terapeuci po prostu nie za bardzo w to wierzą. W niektórych ośrodkach z chęcią przyjętoby mnie pod warunkiem, że zapłacę 6 tys. złotych za pół roku terapii. W innych odsyłano mnie z kwitkiem niedowierzając mojemu uzależnieniu. Jednak każda wizyta uczyła mnie, co należy terapeutom mówić, a czego absolutnie nie wolno. W czwartym ośrodku (państwowym) założono mi w końcu kartotekę pacjenta i zapisano na „terapię indywidualną” - godzinne spotkania z psychologiem raz w tygodniu. Zanim psycholog wystawił zaświadczenie potwierdzające mój udział w terapii, musiał zrobić badania na obecność narkotyków - dokument dla prokuratury zgodził się wystawić tylko, jeśli będę „czysty”. Przez dobre dziesięć dni nie paliłem, po czym w ośrodku zrobiono mi test (musiałem go kupić w aptece) i po stwierdzeniu negatywnego wyniku dostałem upragniony dokument. Na terapię poszedłem jeszcze kilka razy, po czym uzałem się za wyleczonego, a pismo wysłałem do prokuratury. W międzyczasie moje mieszkanie odwiedziła pani kurator. Oceniła warunki i porozmawiała z rodzicami, z którymi wtedy mieszkałem. Nie mam pojęcia, co napsiała w opinii dla sądu, ale nie pochodzę z patologicznej rodziny, więc przypuszczam, że opinia była pozytywna. W odpowiedzi na zaświadczenie o podjęciu terapii prokuratura postanowiła przebadać mnie przez biegłych psychiatrów. Stawiłem się na komisariacie, gdzie dwie panie przeprowadziły badanie psychiatryczne polegające na rozmowie. Do tego również byłem przygotowany. Opcje były dwie: zakończyć farsę i być sobą, albo udawać wariata (założyć koszulę z oberwanym kołnierzykiem, nie mieć zainteresowań ani dziewczyny, nerwowo rozglądać się po pokoju, spoglądać pod stół w poszukiwaniu podsłuchu itp.). Cała sprawa już „lekko” działała mi na nerwy, więc postanowiłem być sobą. Specjalistki psychiatrii z uśmiechem stwierdziły, że wszyscy marnujemy tu czas i wystawiły opinię dla prokuratury, w której napsiały, że jestem jak najbardziej poczytalny. Ich opinia, jak się później okazało, nie miała większego znaczenia. Terapia i badanie miały jednak jeden olbrzymi plus - jako osoba lecząca nałóg i badana psychiatrycznie, dostałem obrońcę z urzędu! Nie widziałem go aż do dnia pierwszej rozprawy. W końcu przyszło wezwanie do sądu, a właściwie przywieziono mi je do domu radiowozem, wzbudzając duże zainteresowanie sąsiadów. Przed rozprawą poznałem mojego adwokata, z którym ustaliliśmy na szybko, że przyzam się do winy, a on zajmie się resztą. Przedstawiciel prokuratury wnioskował o karę pozbawienia wolności. Adwokat odpowiedział (sprawa toczyła się za rzadów PiS, gdy prokuratorem generalnym była wyjątkowa kanalia, która najchętniej widziałaby wszystkich w więzieniu), że jeszcze do niedawna taka sprawa zakończyłaby się umorzeniem, a spotkaliśmy się tu tylko dlatego, że prokuratura jest naciskana przez przełożonych o jak największą ilość skazań. Sędzia zapytała, co mam do powiedzenia. Powiedziałem, że bardzo mi przykro i zapewniłem, że w przyszłości nic takiego się nie powtórzy. Sąd zasądził odstąpienie od wymierzenia kary z dwuletniem okresem próby oraz 300 zł na jeden ze szpitali. Przy okazji adwokat z urzędu otrzymał wynagrodzenie od skarbu państwa wysokośi prawie 900 zł. Dobra fucha. Tak czy siak - pierwsze zwycięstwo. Jednak nie był to jeszcze koniec całej sparwy. Prokuratura złożyła bowiem apelację do sądu wyższej instancji. Tam odbyły się dwie rozprawy. Podczas pierwszej ani ja, ani adwokat nie zdażyliśmy zabrać głosu, bo wcześniej sędzia zrugał prokuratora za niedostarczenie wszystkich dokumentów (chodziło o opinię od kuratora, która z jakiegoś powodu wyparowała z akt). Sprawa została odroczona. Za drugim razem rozprawa została przeprowadzona w przerwie innej rozprawy, a całość trwała krócej niż minutę. Prokuratura wycofała się z wniosku o karę pozbawienia wolności. Podtrzymano tym samym wyrok pierwszej instancji – zwycięstwo drugie i ostatnie. Podczas okresu próby miałem meldować się kuratorowi co pół roku. Byłem tam tylko raz, porozmawiałem z panią kurator o sprawach nieistotnych i więcej wezwanie na spotkanie z kuratorem nie przyszło. Pieniądze na szpital wpłaciłem, gubiąc przy okazji pocztowe potwierdzenie wpłaty, które na szczęście okazało się do niczego nie potrzebne. Co ciekawe, na pisma wysyłane do prokuratury ani razu nie otrzymałem odpowiedzi. Podobnie nie otrzymałem wyroku z sądu. Wezwanie na badanie psychiatryczne przyszło z komisariatu, w którym byłem przesłuchiwany, a prokuratura przez cały czas milczała, pomimo wysyłania pism o zawieszenie podstępowania w związku z podjęciem leczenia. Wygląda na to, że pomimo ustawy nakazującej odpowiadanie obywatelowi na pisma, prokuratura jest z tego nakazu zwolniona. Podsumowując. W moją sprawę dotyczacą 0,7 grama trawki i 0,7 grama amfetaminy (tak zostały zakwalifikowane pigułki) zaangażowani byli: sztab policjantów (zatrzymanie, transport między komisariatami, przeszukania, zdjęcia, odciski, przesłuchania, dzielnicowy), biegli psychiatrzy (sztuk dwie), prokuratura (ci przynajmniej zaoszczędzili na odpowiadaniu na pisma), prodziekan z uczelni, terapeuci z ośrodków (cztery ośrodki, w jednym kilkanaście godzin terapii), biegły badający, czy trawka jest trawką, a pigułki pigułkami, adwokat z urzędu (trzy rozprawy), sędziowie oraz protokolanci z dwóch sądów (trzy rozprawy), kurator (jej wycieczka do mnie, moja do niej), i Bóg wie, kto jeszcze. Za worek ze dragami zapłaciłem 25 zł. Nie mam pojęcia, jaki był koszt całej sprawy, zostawiam to do oceny czytelnikowi. Epilog Wkrótce po ostatniej rozprawie wyjechałem do Wielkiej Brytanii. W 2009 roku odwiedził mnie kumpel z Francji. Pojechaliśmy do jednego z londyńsich parków zapalić jointa. Chwilę po odpaleniu podjechał do nas radiowóz, z którego wysiadło dwóch miłych funkcjonariuszy Metropolitan Police: - Cześć chłopaki, co tam palicie? - Trawkę! - A macie więcej? - Mamy! - Możemy prosić? - Prosimy bardzo! Rozmowa trwała z 10 minut. Musieliśmy oddać worek (z półtora grama), podać dane (wzięte z kapelusza, w UK nie ma dowodów osobistych, ale nie zmyślaliśmy), oraz wypełnić krótką ankietę. Policjanci byli szerzy do bólu, mówili, że ankieta jest głupia, ale muszą nam te pytania zadać. Równocześnie kilka razy powtarzali, że muszą dać nam „cannabis warning”, ale żebyśmy się nie martwili, że nie jest to „criminal record”. W ankiecie pytania były następujące „Co to było? Czyje to było? Ile kosztowało? Skąd się wzięło?”. Odpowiedzi: „Trawka, moja, 10 funtów, od nieznajomego na ulicy”. Zostaliśmy pouczeni, że jak nas złapią drugi raz, to zapłacimy mandat wysokości 80 funtów. Życzyli miłego dnia i odjechali. W połowie 2010 roku potrzebowalem w UK żaświadczenie o niekaralności, chodziło o przyjęcie do pracy. Na domiar złego, chodziło o tzw. „Enchanced Criminal Record Check”, czyli zaświadczenie, do którego sprawdzane są wszystkie możliwe bazy danych. Po zaświadczenie z Polski poleciałem do kraju i dostałem je na miejscu w biurze Krajowego Rejestru Karnego. Angielskie przyszło pocztą ze wszystkimi rubrykami wypełnionymi słowami: „Not Recorded”. Oceń treść: Komentarze W/g mnie pacjent miał totalnego megafuksa, gdyż nie dość że się przyznał, i poprosił o karę, to sąd mu tej kary nie dał. Uważajcie, wy możecie takiego szczęścia do sądu nie mieć. Ale oczywiście te papiery wszystkie musiały na sąd podziałać, że ułaskawił człowieka z nie można prosić o karę, gdyż ta ustawa skierowana jest przeciw dilerom, a nie użytkownikom narkotyków, i sąd ma moralny i społeczny obowiązek rozróżniać te dwie grupy, z czego zdecydowana większość sędziów zdaje sobie sprawę. Prosząc o karę, często nie pozostawiacie sądowi żadnych możliwości, aby wam pomógł. Anonim (niezweryfikowany) zaczą biegać po ośrodkach, dziekanatach i dzielnicowych, zobaczyli że to nie będzie sprawa typu "kto tam następny? ten i ten dawać go, WINNY, nstępny", przestępstwo jest wtedy kiedy jest ofiara, tu żadnej ofiary nie było i tyle Anonim (niezweryfikowany) Ofiarą jest sam zażywający groźne dla życia dragi - jak i katem zarazem. A samobójstwo to przestępstwo ;/peace Armageddon Anonim (niezweryfikowany) o ile można się z Tobą jakoś tam zgodzić o tyle nie toleruję hipokryzji i skoro tytoń oraz alkohol, bardzo uzależniające i niszczące zdrowie są legalne i nimi mogę się truć to nikomu nic do tego czym będę się truł spoza tych dwóch substancji. Anonim (niezweryfikowany) Cóż za beznadziejna strata czasu i pieniędzy, a dziura w budżecie coraz większa. Jak widać wszyscy (włączając w to sądy i prokuraturę) jesteśmy uwięzieni w sidłach kretyńskich przepisów, a cholerne żadnarmy zamiast faktycznie wziąć się do poważnej roboty, łapią studentów przed klubem. I to z bronią w ręku. Cóż za żal, coż za chora mentalność. Zdaje się, że wyjdziemy z zaścianka dopiero, gdy ubecy i agenci sb kopną w kalendarz, a hycel nałoży kaganiec na rozwścieczone psie odwagi i zachowania zimnej krwi. Volenti non fit iniuria. Anonim (niezweryfikowany) Pierdolona POLSKA! Pierdolone średniowiecze! Pierdolone skurwysyny - to do policjantów, urzedasów z sejmu, tylko życzyć im śmierci pierdolonej, tak by sie jak najdłużej męczyli! Kurwy pierdolone! Czemu kurwa inne kraje odchodzą od represji, a pierdolna sredniowieczna Polska dalej sie tego trzyma! Pierdolonych policjantow nic nie usprawiedliwia! Gdyby to byli ludzie mimo pierdolonych ustaw przymykali by oko, ale nie! Nienawidze tego pierdolonego kraju! Mialem kilka afer z policją, nic jednak nie znaleźli bo nie palę, zawsze bylem czysty. A chętnie bym sobie zapalil od czasu do czasu, bo przynajmniej łatwiej byloby przejsc przez zycie, stresy i wogle. A tak skurwielom zycze jebanej smierci i tego by doswiadczali najgorszego w zyciu. Skurwysyny! Jebancy! anonim145 (*.*. 2013-06-15 03:52:59 +81 Ja zawsze walcze do końca. Nigdy nie odchodze gdy wódka jest jeszcze na stole. Odpowiedz anonim145 (*.*. 2013-06-15 07:08:07 +11 @anonim100: Jesteś kobietą??? To won do kuchni robić śniadanie swemu kiełbache. Odpowiedz anonim145 (*.*. 2013-06-15 04:56:19 +7 @anonim100: A ty jesteś frajerem, którego najlepszą zabawą było walenie konia przed kompem. Odpowiedz Pokaż wszystkie odpowiedzi [5] anonim200 (*.*. 2013-06-15 15:41:36 +27 Moja ocena Przez 5 dni nie było lepszego filmiku ... dziekuję Odpowiedz anonim111 (*.*. 2013-06-15 11:07:59 +18 anonim62 (*.*. 2013-06-15 11:09:08 +6 Gdzie jest Materla w walce z Kendalem ?! Odpowiedz Steve-O 2013-06-15 09:47:32 +5 Piękny film, naprawdę daje do myślenia, możecie też brać przykład z mojego zwycięstwa kiedy to trzy razy z rzędu mimo ogromnego bólu wciągnąłem wasabi nosem. Odpowiedz anonim147 (*.*. 2013-06-15 10:59:30 +2 @Steve-O: a weź siepie**** z takim szitem. Odpowiedz Raz zagapiłam się była 7:30 ja się w trymiga ubieram bo pośpiechem. Bez biegania do szkoły w 15 min dochodzę na to szybko myje i to co zawsze. Jest 7:45! O fak! Ubieram buty wychodzę jest 7:47. Wychodzę truchtem za skrzyżowaniem puszczam się pędem. Mam do szkoły pół kilometra. Już się męczę jest za 5 min 8:00 no to mam jeszcze 500m. Już widzę szkołę 7:57. Wbiegam za 1 min dzwonek! przebieram się 30 sek zostało to wchodzę po schodach na 3 piętro. dzwonek... ja 3/4 na schodach. To przeskakuje po 3 i wbiegam a nauczyciel już zamykał drzwi i zdążyłam :)nigdy się nie poddawaj Odpowiedz Rubens39 2013-06-15 05:57:57 [Użytkownik został zablokowany] Odpowiedz anonim187 (*.*. 2014-06-05 17:09:34 +2 zawsze walcz do końca na pewno wiecie. hańba. jak się przegrywa piłce nożnej czy jak kolwiek w czymś innym dużą sumom jak araby ograły USA 32 do 00 no to tutaj trzeba dać już spokuj Odpowiedz anonim169 (*.*. 2013-06-16 01:12:14 +2 nigdy sie nie poddawaj kiedy upadasz wstawaj... Odpowiedz anonim119 (*.*. 2013-06-15 20:47:47 +2 Nawet gdy niszcza nam juz inhibitory to walcze do konca.. Odpowiedz anonim83 (*.*. 2013-06-17 09:32:34 0 Piękny film, jestem wielkim fanem boksu, ale widziałem go już chyba na stronie głównej... tak mi się wydaje. Odpowiedz anonim88 (*.*. 2013-06-15 23:09:03 +1 Tyle że to "do końca" w sportach walki może skończyć się tragicznie, można stracić życie lub zostać kaleką. To raczej słabe wyjście jak ma się rodzinę, żonę, dzieci, jeżeli można stracić życie lub zostać kaleką. Odpowiedz anonim143 (*.*. 2013-06-15 15:09:56 +1 Gość z footballu amerykkańskiego przesadził. Odpowiedz anonim215 (*.*. 2013-06-15 09:33:38 +1 anonim228 (*.*. 2013-06-15 09:23:21 +1 Finał ligi mistrzów: Manchester United vs Bayern Monachium 1999. W regulaminowym czasie 0:1 dla Bayernu i trzy doliczone minuty, które odwróciły losy pojedynku. To było coś. Odpowiedz anonim202 (*.*. 2013-06-15 09:17:47 +1 Jestem młodym bokserem i scena z boxem mnie zmotywowała :) spoko filmik Odpowiedz anonim51 (*.*. 2013-06-22 13:24:18 0 anonim182 (*.*. 2013-06-17 22:29:26 0 Crisiano Ronaldo walczył w tej walce bokserskiej xD Odpowiedz

walcz do konca nigdy sie nie poddawaj